Jura Krakowsko-Częstochowska to mekka przede wszystkim wspinaczy skałkowych. Jednak jej walory przyrodnicze i krajobrazowe na pewno docenią również inni odwiedzający – turyści piesi, biegacze czy też rowerzyści. Z ręką na sercu przyznam, że wszystkie moje ostatnie wizyty na Jurze miały charakter przede wszystkim wspinaczkowy. Tym razem jednak zamiast szpeju wspinaczkowego spakowałem rowery i dość spontanicznie pojechałem w kierunku Częstochowy. Powodów ku temu było kilka, a wszystkie one składały się na plan bardzo fajnej, niedzielnej wycieczki. Był to między innymi nowy odcinek trasy rowerowej w pobliżu Olsztyna oraz farma Alpak, którą planowaliśmy od dawna odwiedzić. Jedziemy!
Spis treści
Olsztyn – zamek, skałki i szczypta tandety
Nigdy nie byłem w tym Olsztynie, który znany jest większości mieszkańców Polski. Ba! Powiem więcej. Dla mnie zawsze oczywiste było, że Olsztyn to taka niewielka miejscowość niedaleko Częstochowy. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że jest jeszcze jeden Olsztyn. Co prawda po drugiej stronie kraju, za to dwudziestokrotnie większy! Nic to jednak w sumie nie zmieniło. Tego wielkiego, stolicy województwa warmińsko-mazurskiego do tej pory nie odwiedziłem, a na hasło „Olsztyn” staje mi przed oczami wzgórze zamkowe i piasek na leśnych szlakach, w którym zakopywałem się z wielkim plecakiem.
Zamek Olsztyn jest jednym z największych i najbardziej efektownych reliktów obiektów obronnych Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Wzniesiony w drugiej połowie XIII stulecia, przez ponad 300 lat był najważniejszym punktem oporu północno-zachodniej Małopolski, tuż przy granicy śląskiej, a także ośrodkiem zarządu królewskiego okręgu administracyjno-gospodarczego.zamekolsztyn.pl
Samochód zostawiliśmy na jednym z kilku parkingów przed wjazdem do miasteczka, zaraz przy Rezerwacie Sokole Góry. Jest to świetne miejsce wypadowe – zarówno dla turystów pieszych, jak i rowerowych. Przy parkingu znajdują się wiaty odpoczynkowe, pod którymi wiele osób robi sobie piknik. Bardzo fajny widok!
Z parkingu do „centrum” Olsztyna prowadzi ścieżka rowerowa, znika ona co prawda zaraz przy głównym placu, ale pozwala uniknąć nam jechania przez ten czas w ruchu samochodowym. Od razu podjeżdżamy pod główną bramę wejściową na teren zamkowym. Niestety, tutaj spore zaskoczenie – wstęp jest płatny. Jak się okazało, płatny był zawsze, ale w godzinach popołudniowych nikt już opłat nie pobiera. A ja zawsze jakoś szedłem na ruiny zamkowe późnym popołudniem. Wstęp nie jest drogi. Dorosła osoba zapłaci 7 złotych. Co bardziej cwane jednostki mogą próbować wejść „boczkiem”. Informuję jednak, że przy wszystkich bramach pobierana jest opłata (np. zatrzyma Was pani kelnerka z pobliskiej restauracji), a praktycznie całe wzgórze zostało otoczone płotem. Oczywiście na upartego zawsze można ten płot przeskoczyć albo podejść kawałek dalej ścieżką wśród skał. Zachęcam jednak do kupna biletu i tym samym wsparcia lokalnej turystyki 🙂
Tak jak ruiny zamku i pobliskie skały są cudownym przykładem jurajskich klimatów, tak główny deptak prowadzący do wspomnianej bramy wejściowej to już typowy polski styl turystyczny. Kebab, ciupagi i szeroko pojęta swojska tandeta. Dlatego dość szybko się ewakuowaliśmy w stronę Częstochowy.
Wzdłuż drogi numer 46
Tutaj zaczyna się główna część wycieczki. To notka prasowa o oddaniu tego kawałka rowerowej autostrady na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, była jednym z pretekstów odwiedzenia tych okolic. Początek nowej infrastruktury rozpoczyna się na wysokości ulicy Górzystej, jakieś sto metrów od tabliczki informującej o tym, że wyjeżdżamy z Olsztyna.
Stwierdzenie, że nowo wybudowany odcinek pomiędzy Olsztynem a Odrzykoniem to prawdziwa autostrada rowerowa, nie będzie wcale na wyrost. Co prawda nie wymalowano pasów, ale szerokość tej ścieżki rowerowej sprawia, że wielu miejscach mogłyby być śmiało po dwa w każdym kierunku. Ten 2,5-kilometrowy kawałek kosztował bagatela 2,5 miliona złotych.
Jeśli ktoś zastanawia się, czy w Polsce są potrzebne tego typu inwestycje, poniższe zdjęcie powinno rozwiać jego wątpliwości. Na tak niedługim odcinku spotkaliśmy naprawdę MNÓSTWO rowerzystów. I nie byli to żadni sportowcy czy wyczynowcy. Wbrew dziwnym wyobrażeniom wielu osób, taka infrastruktura służy przede wszystkim szarym obywatelom – mnie i Tobie. Całe rodziny, pary, osoby starsze, młodzież. Takich właśnie użytkowników dróg rowerowych spotkałem. A jeśli ktoś myśli, że to tylko dla miłośników dwóch kółek, też jest w błędzie. Wystarczyłoby zapytać pierwszego lepszego kierowcę, który jedzie kilka metrów obok, na drodze numer 46. Jak myślicie – woleliby jechać w towarzystwie rowerzystów, czy może jednak nie? 😉
Od stacji benzynowej Artus w Odrzykoniu prowadzi już starsza ścieżka rowerowa. Jeśli mamy rower ze słabszą amortyzacją, możemy poczuć to na własnej skórze. Jednak wciąż jest to bardzo wygodny kawałek infrastruktury i życzyłbym sobie więcej takich w kraju. Tutaj dla odmiany wytyczono również wąski pas przeznaczony specjalnie dla pieszych.
Nie zapomniano również o infrastrukturze około rowerowej – po drodze spotkamy zadaszone wiaty, które pozwolą w komfortowych warunkach odpocząć w trakcie wycieczki. Ten mały raj rowerowy kończy się jednak już po kilku kilometrach. My jednak tutaj nie kończymy naszej wycieczki, jedziemy dalej wzdłuż drogi 46. Wygodny asfalt zastąpiony zostaje leśną drogą szutrową o dość zróżnicowanej jakości, żeby po chwili doprowadzić nas do torów kolejowych. Tutaj czekał nas przymusowy postój – nie można było przedostać się na drugą stronę z powodu przejazdu wyjątkowo długiego pociągu towarowego. A dlaczego w ogóle pchamy się z rowerami na plecach na przełaj? Odpowiedź jest bardzo prosta – bo ALPAKI.
Hodowla Alpak Cygnus i kawiarnia Alpakacafe
Fragmentem Szlaku Przełomu Warty docieramy do Nowej Wsi, gdzie działa (jak się okazuje) jednak z największych hodowli alpak w Polsce. Właściciele zadbali nie tylko o możliwość obcowania z tymi przesympatycznymi zwierzakami, ale również przygotowali ofertę gastronomiczną w postaci kawiarni oraz sklepik z wyrobami z wełny. Jeśli lubicie te puchate zwierzaki, to farma alpak jest miejscem dla Was!
Hodowla Cygnus stała się jedną z większych hodowli alpak w Polsce. Położona jest na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej w gminie Poczesna w bliskim sąsiedztwie trasy DK1. Stado alpak 150-200 sztuk zostało wyselekcjonowane z wiodących światowych hodowli w Europie Zachodniej oraz Nowej Zelandii. alpakacafe.pl
Wstęp na wybieg ze zwierzętami jest płatny. Koszta jednak nie są wysokie – za bilet przyjdzie nam zapłacić 8 złotych. Polecam zaopatrzyć się w kubeczek z jedzeniem przeznaczonym dla zwierząt. Koszt 2 złote – radość bezcenna (zarówno nasza, jak i karmionych zwierzaków). Teren dostępny dla odwiedzający jest całkiem spory i wbrew moim obawom nie było tłoczno (no może poza samym wejściem). Zwierzaków jest naprawdę sporo i każdy znajdzie bez problemu czas na zrobienie pamiątkowych selfie. Piszę cały czas zwierzaki, gdyż miejsce to jest tak naprawdę małym zoo. Spotkamy tutaj również zebrę, osła, wielbłąda, a nawet… kangury!
Same alpaki są naprawdę przesłodkimi stworzeniami! Szansa na zakumplowanie się jest oczywiście proporcjonalna do zawartości naszego kubeczka ze smakołykami. Pamiętajmy jednak, że to żywe i czujące istoty i po prostu mogą nie mieć ochoty na pieszczoty. Nie głaszczmy ich i nie wciskajmy im jedzenia na siłę, jeśli same tego nie chcą. Część stada jest na tyle płochliwa, że trzyma się cały czas z dala od ludzi. Uszanujmy to!
Piaszczystym szlakiem
To może będzie banał i każdy, kto zna specyfikę Jury Krakowsko-Częstochowskiej stwierdzi, że to oczywiste, ale pewnie znajdzie się też ktoś „świeży”. Otóż jadąc w kierunku pięknych jurajskich lasów, miejcie świadomość, że czeka na Was wiele piaszczystych miejsc. Takich piaszczystych-piaszczystych. I to nie gdzieś na uboczu, a na wytyczonych szlakach rowerowych. Osoby na rowerach górskich problemu żadnego raczej mieć nie będą. Właściciele turystyków i crossów (np. ja) muszą jednak uważać, bo zakopać się bardzo łatwo. Nawet fikołka czasem można zrobić. A jeśli jesteście obłożeni ciężkimi sakwami, to tym bardziej kontrolujcie trasę przed sobą. Większość problematycznych miejsc na szczęście da się objechać bokiem. Jednak ostrzegam, co by ktoś nie pojechał i nie wrócił wkurzony, że w takich pustynnych klimatach to się jeździć nie da 😉
Dla lubiących podcasty
Powoli zaczynam przygodę z podcastami i los chciał, że rowerowa wycieczka na farmę alpak, była tematem pierwszego odcinka. Jeśli, więc lubisz tego typu audycje zapraszam do słuchania! Wszelkie opinie (szczególnie te krytyczne, ale konstruktywne) mile widziane!
Galeria zdjęć
Na zakończenie zapraszam Was do małej galerii zdjęć, który pokazuje nie tylko pocieszne alpaki, ale przede wszystkim piękno juraskiej przyrody.