Japonia nie jest w naszym kraju popularnym celem wycieczek rowerowych. Istnieją oczywiście chlubne wyjątki – o rowerowych wojażach po Kraju Kwitnącej Wisły poczytać można między innymi u Alicji i Andrzeja z LosWiaheros. Jeśli już ktoś miałby skojarzyć Japonię z rowerem, byłaby to zapewne bardzo popularna Shimanami Kaidō (しまなみ海道) – 60-kilometrowa trasa łącząca wyspę Honshu i Shikoku. Po drodze turyści przejeżdżają przez sześć małych wysp położonych na Morzu Wewnętrznym (jap. Seto-naikai, 瀬戸内海). Jest to jednak wycieczka, na którą warto poświęcić trochę więcej czasu. Co prawda pokonanie 60 kilometrów w ciągu jednego dnia, nie jest żadnym problemem, a samą trasę możemy przecież skrócić. Jednak wybierając się w takie miejsce, nie chciałbym iść na kompromisy z czasem.
Mój ostatnio pobyt w Japonii trwał zaledwie pięć dni i jak to zwykle bywa w trakcie wyjazdu na drugi koniec świata – chciałem wycisnąć z niego, ile tylko się da. Wiedziałem jedno – chcę odbyć przynajmniej jedną wycieczkę rowerową. Trasa Shimanami Kaidō była nawet całkiem po drodze, ale jak wspomniałem – zdecydowałem, że wolę ją zrobić jak będę miał więcej czasu. Szukając rowerowych alternatyw, trafiłem na informacje o innej trasie znajdującej się w zasięgu mojego JR Passa – Kibi Plain.
Kibi Plain położone jest w centrum historycznego królestwa Kibi – istniejącego na tych ziemiach IV wieku. Kontrolowało ono tereny znajdujące się aktualnie w prefekturze Okayama. Mimo upływu czasu nadal możemy trafić na ślady przeszłości w postaci między innymi świątyń czy też imponujących rozmiarów kurhanów – czyli kopców pogrzebowych.
Naszą wycieczką możemy rozpocząć w jednym z dwóch miejsc. Jednym z nich jest stacja Sōja (総社市), w miejscowości o tej samej nazwie. Drugą natomiast stacja Bizen-Ichinomiya (備前一宮) w mieście Okayama (岡山市). Przy obydwu stacjach znajdują się wypożyczalnie rowerów oraz mapki przedstawiające trasę. Ja jako punkt startowy wybrałem stację Bizen-Ichinomiya, gdyż położona jest ona bliżej głównego dworca w Okayamie.
Swoją podróż zacząłem w Hiroshimie, skąd shinkansenem (japońskim superszybkim pociągiem tzw. bullet-train) przejechałem do Okayamy. Trasę ponad 160 kilometrów pokonałem w 40 minut. Już sam przejazd z prędkością dochodzącą do 300 kilometrów na godzinę robił wrażenie. A przecież nawet nie dotarłem do miejsca startu mojej dzisiejszej eskapady! Po dotarciu do głównej stacji w Okayamie od razu udaję się w stronę peronu, z którego odjeżdża pociąg w kierunku miejscowości Sōja. Linia ta nazywa się Momotaro i obsługiwana jest przez JR. Posiadacze aktywnego JR Passa w tej prefekturze, będą mogli pojechać za darmo. Podróż trwa zaledwie 11 minut, wysiadamy na trzeciej stacji. Zatrzymajmy się jednak na sekundę przy nazwie linii kolejowej. Otóż nazwa ta nie jest przypadkowa i odnosi się do lokalnej legendy, która brzmi:
Momotarō został znaleziony przez bezdzietną parę wewnątrz brzoskwini niesionej z prądem górskiej rzeki i wychowany jak własny potomek. W tamtych czasach miejscowa ludność była terroryzowana przez grupę diabłów (oni). Momotarō postanowił rozprawić się z nimi, więc matka dała mu na drogę ciastka ryżowe. W czasie podróży spotkał on psa, bażanta i małpę, które w zamian za wspomniane ciastka zgodziły się pomóc Momotarō. Bohaterowie przeprawili się na wyspę, będącą siedzibą diabłów, napadli na zamek i wybili rabusiów. Uwolnili więźniów, napełnili łódź skarbami zgromadzonymi przez diabły i szczęśliwie powrócili do domów. Mimo że Momotarō zwrócił zagrabione przedmioty właścicielom, żył z przybranymi rodzicami w dostatku do końca swoich dni.Wikipedia
Po wyjściu z niewielkiej stacji Bizen-Ichinomiya od razu waszym oczom powinna ukazać się wypożyczalnia rowerów. Rower możemy wypożyczyć i oddać w jednej z trzech wypożyczalni przy wspomnianych stacjach – Bizen-Ichinomiya i Sōja oraz przy świątyni Bitchu-Kokubunji, która znajduje się mniej więcej w połowie trasy. W trakcie mojego pobytu całodniowy koszt wypożyczenia roweru wynosił 1100¥ (około 40-45 złotych). Istnieje również możliwość wypożyczenia sprzętu jedynie na 2 godziny, zapłacimy wtedy 500¥, ale zwrotu musimy dokonać w miejscu wypożyczenia. Wypożyczalnia była prowadzona przez starszych państwa, którzy niestety nie znali słowa po angielsku, także całe wypożyczenie odbyło się na migi. Również wszelkie materiały oraz informacje dostępne były jedynie w języku japońskim. Na szczęście obyło się bez większych problemów. Po uiszczeniu opłaty otrzymałem mapkę okolicy z wyraźnie zaznaczonym miejscem docelowym (czyli stacją Sōja) oraz głównymi atrakcjami turystycznymi, a miły Pan w międzyczasie przygotował dla mnie rower. Sprawdził, czy wszystko działa i dokładnie go przetarł!
Był to mamachari (ママチャリ) – bardzo popularny (wręcz ikoniczny w Japonii) model roweru jednobiegowego. Mimo że nazwa mogłaby sugerować, iż jest to rower przeznaczony przede wszystkim dla matek, jest on popularnych również wśród innych grup społecznych – od studentów, przez salarymanów, aż po emerytów. Holendrzy mają swoje „holenderki”, Japończycy natomiast mają „mamachari”! Rower wyposażony jest w wygodny koszyk zamocowany kierownicy, bagażnik (który raczej nie będzie specjalnie przydatny) oraz charakterystyczną stopkę, która wygląda może topornie i dziwnie, ale jest niezwykle funkcjonalna!
Mamachari jest ikoną kultury, japońskim odpowiednikiem samochodu kombi. Jest rodzinnym środkiem transportu używanym do robienia zakupów, dojazdu na pobliską stację kolejową, zawożenia dzieci do szkoły czy też odbierania ich z zajęć sportkowych. Bez niego japońskie rodziny w całym kraju miałyby zdecydowanie trudniej.Byron Kidd
Na terenie dawnego Królestwa Kibi czeka na nas kilka ciekawych atrakcji turystycznych. Pierwsza z nich znajduje się dosłownie kilkaset metrów od miejsca startu, czyli stacji Bizen-Ichinomiya. Jest nią Kibitsuhiko Jinja (吉備津彦神社), czyli powstały w 1697 chram shinto. Większość zabudowań jest jednak zdecydowanie młodsza. W 1930 roku wybuch pożar, który poważnie zniszczył chram. Ocalała jedynie wewnętrzna część świątyni, reszta została odbudowana w roku 1936.
Świątynia poświęcona została legendarnemu księciowi Kibitsuhiko – synowi cesarza Kōrei, który to według mitologii podbił te ziemie za czasów Królestwa Kibi. Lokalne legendy głoszą, że książe pokonał czterometrowego ogra Ura, który terroryzował przez lata okolicę. W miejscu, w którym stanęła świątynia Kibitsuhiko, miał zatrzymać się na krótką modlitwę w drodze na spotkanie z ogrem. Świątynia słynie ze znajdującego się na jej terenie wysokiej na ponad 11 metrów kamiennej latarni – tōrō. Jest to jeden z największych tego typu obiektów na terenie całej Japonii. Pięć kilometrów stąd znajduje się również niewielka świątynia Koikui, to tu według legendy książę zabił ogra.
Po półtora kilometra docieramy do najważniejszego punktu turystycznego na trasie naszej wycieczki – do świątyni Kibitsu. Kibitsu Jinja (吉備津神社) była główną świątynią byłego Królestwa Kibi, aktualnie zaś jest najważniejszą świątynią shinto w regionie. Pierwsze zapiski o świątyni w tym miejscu pochodzą z IX wieku. Była ona jednak wielokrotnie niszczona. Rekonstrukcja budynków do obecnej formy została rozpoczęta w roku 1425. Miejsce to jest ważne dla kulturalnego dziedzictwa Japonii z racji doskonałego przykładu architektury shinto zwanej kibitsu-zukuri. Szczególną uwagę zwraca niesamowite zadaszenie głównego budynku świątyni oraz charakterystycznie zadaszone korytarze.
Według wierzeń, w obydwu tych świątyniach spoczywa kami (czyli w dużym uproszczeniu „dusza”) księcia Kibitsuhiko.
Po drodze natrafimy jednak nie tylko na chramy shinto! Prawie 10 kilometrów od Kibitsu Jinja, na horyzoncie zaczyna wyłaniać się imponujących rozmiarów pagoda. To znak, że zbliżamy się do buddyjskiej świątyni Bitchū Kokubun-ji (備中国分寺). Pagoda to dalekowschodni odpowiednik charakterystycznej dla buddyzmu tybetańskiego stupy – czyli budynku sakralnego, który pełni między innymi rolę relikwiarza. Ta przy świątyni Kokubun-ji, ma 5 kondygnacji i jest wysoka na ponad 34 metry. W otoczeniu okolicznych łąk i pól jest niezwykłym dopełnieniem malowniczego krajobrazu. Powstała ona w roku 1844 i mówi się, że to ostatnia pagoda, która została wybudowana w Japonii aż do czasów współczesnych.
Pokonując trasę Kibi Plains, trudno nie zwrócić uwagi, na sporego rozmiaru kopce, które co jakiś czas pojawią się na horyzoncie. Nie są to hałdy kopalniane, nie są to też wytwory natury. Są to wspomniane wcześniej kurhany – czyli kopce pogrzebowe. W języku japońskim nazywane są kofun (古墳) i kiedy spojrzymy na nie z lotu ptaka, zauważymy, że mają charakterystyczny kształt przypominający dziurkę od klucza. W okolicach naszej trasy najsłynniejszym kurhanem jest pochodzący z V w. n.e. Tsukuriyama-kofun. Długi na 350 metrów i wysoki na 30 jest piątym co do wielkości kopcem pogrzebowym w Japonii (w trakcie jego budowy był największy). Sądzi się, ze jest to miejsce pochówku króla władającego Królestwem Kibi. W pobliżu świątyni Bitchū Kokubun-ji znajduje się również niewielkich rozmiarów kofun zwany Kōmori-zuka.
Cała trasa ma długość około 18 kilometrów i jak sama nazwa wskazuje – prowadzi w dużej mierze po japońskiej wsi. Jeśli oglądaliście kiedykolwiek anime (アニメ), czyli japoński film animowany pewnie skojarzycie charakterystyczne kadry z górami i polami ryżowymi w tle. Wiele takich obrazków zobaczyć przemierzając Kibi Plain. Mimo że trasa rowerowa położona jest praktycznie na obrzeżach 700-tysięcznego miasta, po drodze spotkałem dosłownie jednego rowerzystę. Jeśli lubicie więc ciszę i spokój jest to doskonałe miejsce dla Was. Nawet oddając rower w wypożyczalni przy stacji Soja, miła pani z obsługi była szczerze zainteresowana, jak w ogóle to się stało, że trafiliśmy na informacje o tej trasie. Jak widać gajin (obcokrajowiec) w tej okolicy, nie jest zjawiskiem zbyt powszechnym.
Trasa na całej swojej długości jest praktycznie płaska. Nawet jeśli nie jeździcie na co dzień na rowerze, a Wasza kondycja jest budowana na kanapie przed Netfliksem, a nie na siłowni – i tak powinniście dać sobie spokojnie radę. Brak tutaj praktycznie stricte wydzielonej infrastruktury rowerowej, w większości poruszamy się w zwykłym ruchu drogowym lub w ciągu pieszo-rowerowym między polami. Bez obaw jednak! Ruch jest tak niewielki, że spotkanie samochodu jest raczej wydarzeniem niż zagrożeniem dla turystów.
Oznaczenie szlaku jest z reguły wystarczające. Należy szukać wzrokiem tabliczek lub oznaczeń na drodze w kolorze biało–niebieskim z napisem Kibiji District. Problemy z orientacją miałem w sumie głównie u celu podróży. Wjeżdżając do Sōji, znaki nagle jakby znikły. W tym miejscu przydał się dostęp do internetu i map Google. Co prawda pewnie i bez nich bym sobie poradził, w końcu stacja kolejowa jest dość charakterystycznym punktem. Dla spokoju ducha jednak warto mieć w kieszeni tego typu koło ratunkowe.
Paryż ma swoją wieżę Eiffla, Nowy Jork Statuę Wolności, a stolica Tajwanu pochwalić może się…
Z każdym rokiem zimy w naszej części Europy są coraz bardziej nieprzewidywalne. Nagły atak zimy…
Góry Stołowe kojarzone są przede wszystkim z jednym z najbardziej charakterystycznych szczytów w Polsce –…
Dolomity to góry niezwykłe, które swoim specyficznym wyglądem robią wrażenie chyba na każdym. Mimo że…
Galeria z trochę losowymi zdjęciami z krótkiego pobytu na Cyprze. Tak w ramach nadrabiania jakichkolwiek…
Trasy narciarstwa biegowego w Jakuszycach są wyjątkowe pod wieloma względami. Specyficzny mikroklimat zapewnia dobre warunki…
View Comments
Teraz to tym bardziej bym sobie tam pojeździł :)