Jesioniki (czes. Jeseníky) to doskonałe miejsce na uprawianie sportów zimowych – w tym również (a może przede wszystkim) narciarstwa biegowego. Liczne, regularnie utrzymywane szlaki biegowe zachęcają biegaczy zarówno z Czech, jak i Polski (gdyż samo pasmo leży przy granicy, a niewielka część nawet na terenie Polski). Są jednak pewne trasy, które śmiało nazwać można wybitnymi, wyjątkowo ciekawymi i zdecydowanie wartymi polecenia. Rejonem takim są trasy w okolicy niewielkiej osady Kouty nad Desnou. Co czyni je tak wyjątkowymi? Między innymi wspaniała widoki, które towarzyszą nam praktycznie przez całą wycieczkę, ale przede wszystkim – elektrownia wodna Dlouhé Stráně! Jeśli planujecie odwiedzić Jesioniki na nartach biegowych i 20-kilometrowa trasa Was nie przeraża – mam dla Was piękną trasę, której na pewno nie pożałujecie!
W stronę Jesioników wyruszyłem z okolic Katowic – jest to mniej więcej 180 kilometrów i nawigacja zapowiada około 2 godzin i 40 minut jazdy. Jeśli na autostradzie, którą pokonamy spory odcinek trasy, nie zastanie nas żaden wypadek, przy bramkach nie będzie korku, a w małych miejscowościach prowadzących do granicy nie trafimy na żadnego zawalidrogę – jest to czas jak najbardziej realny. Granicę przekraczamy w Głuchołazach i w po stronie czeskiej wjeżdżamy do Mikulovic. Następnie przez Jeseník kierujemy się w stronę Běli pod Pradědem, skąd iście alpejskimi serpentynami, przez Červenohorské sedlo dotrzemy do miejscowości Kouty nad Desnou.
Znajduje się tutaj jeden z największych ośrodków narciarskich w Republice Czeskiej (a pierwszy z sześcioosobową kanapą). Dla narciarzy (zarówno, zjazdowych jak i biegowych) przygotowano nowoczesną infrastrukturę oraz oczywiście parking. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu – bezpłatny. Prócz tego do użytku gości są restauracje oraz toalety (również bezpłatne).
Wyjdzie, że znowu, zamiast wychodzić na własnych nogach, skorzystałem z kolejki linowej (lanovki). Niestety jakoś tak wyszło, że pętla, którą chcieliśmy zrobić, ponownie startowała z górnej stacji kolejki linowej. Teoretycznie można od dołu wyjść na nartach, są nawet szlaki narciarskie – niestety według serwisu bilestopy.cz – raczej nieutrzymywane. Sam ośrodek chwali się tym, że jest to pierwsza w Czechach sześcioosobowa kolejka. Ma długość prawie 2000 metrów i wywiezie nas z wysokości 588 na 1095 m n.p.m. Przejazd traw 6 minut 48 sekund i niestety nie należy do najtańszych. Jednorazowy bilet na górę i w dół kosztuje 250 koron czeskich, czyli ponad 40 złotych (na dzień 26.02.2018). Niestety, tego typu wyciągi są drogie przede wszystkim dlatego, że przeznaczone są głównie dla narciarzy zjazdowych. Bilet całodniowy kosztuje 670 koron, co już takim wysokim kosztem nie jest.
Czy warto skorzystać z kolejki? Moim zdaniem warto – nawet pomimo wysokiej ceny! Zaoszczędzi nam ona sporo czasu, a sama trasa Okruh Mravenečník wraz z pętlą wokół zbiornika – to i tak prawie 20 kilometrów.
Elektrownia szczytowo-pompowa Dlouhé Stráně to jedna z rzeczy nieodłącznie kojarzonych z tymi okolicami. To właśnie zbiornik wodny największej tego typu elektrowni w Republice Czeskiej jest celem licznych wycieczek. Latem prowadzi do niego droga asfaltowa, a wokół można jeździć między innymi na łyżworolkach. Zimą jest to jednak miejsce jakby z innej planety. Warto zaznaczyć, że pętla wokół górnego zbiornika wody również jest utrzymywana przez ratrak, co pozwala nam w bardzo komfortowych warunkach trenować na wysokości około 1350 m n.p.m.
Naszą wycieczkę rozpoczynamy przy górnej stacji kolejki ośrodka Ski areál Kouty, z wysokości 1095 m n. p. m. Trasa, jaką zamierzamy pokonać, wynosi prawie 20 kilometrów i kończy się w dokładnie tym samym miejscu, w którym startuje (także bez problemu możemy zjechać również kolejką). Od kolejki kierujemy się w lewo. Początkowo pod górę, po drodze mijamy wielkie turbiny wiatrowe, które z bliska robią niesamowite wrażenie. Dochodzimy do rozejścia się szlaków przy chacie Tetřeví. Teraz czeka nas pierwszy zjazd – warto się nim nacieszyć, gdyż dalsza droga do zbiornika elektrowni będzie prowadzić tylko pod górę! Mniej więcej w połowie trasy do zbiornika możemy chwilę odpocząć w Přístřešek Pod horní nádrží, będzie to dobre miejsce, aby napić się herbaty i popodziwiać widoki. Kolejny charakterystyczny punkt na naszej drodze to rozejście się ścieżek pod samą kopułą szczytową Dlouhé Stráně. Dalsza część wycieczki to zjazd, który odbija w lewo, my jednak na razie kierujemy się dalej do góry, aby zobaczyć górną część elektrowni!
Jak już wspomniałem – mimo wysokości i dość nietypowego miejsca, trasa wokół górnego zbiornika wodnego elektrowni jest utrzymywana i mamy ślad założony przez ratrak. Pod warunkiem oczywiście, że poprzedniego dnia lub w nocy nie było solidnego opadu śniegu. My niestety trafiliśmy dokładnie na taką sytuację – spod świeżej warstwy puchu spozierał na nas idealnie przygotowany ślad. Robiąc pętelkę wokół wspomnianego zbiornika, w iście mistycznej atmosferze – w chmurach i przebijającym się słońcu, odchodzimy kawałek, aby stanąć na samym szczycie Dlouhé Stráně. Bo jakbyśmy zapomnieli – jesteśmy na górze, czego tabliczka informacyjna z nazwą szczytu i wysokością jest tego doskonałym dowodem!
Po zrobieniu zbyt dużej ilości zdjęć zjeżdżamy w dół, aby kontynuować naszą główną trasę. Bo tak naprawdę dopiero teraz rozpoczyna się główna pętla naszej wycieczki. Droga powrotna do kolejki będzie miała jeszcze 12 kilometrów. Trawersować będziemy kolejno wierzchołki – Vřesník, Homole, ponownie Vřesník, Mravenečník i na końcu Kamenec. Trasa ta będzie bardzo zróżnicowana – w zasadzie czekają nas 3 długie zjazdy oraz 2 długie podejścia. A wszystko to okraszone przepięknymi widokami na pobliskie szczyty Jeseników.
Zjazdy nie są trudne, raczej nie zapamiętałem wąskich i stromych zjazdów, wręcz przeciwnie. Latem prowadzi tutaj szlak rowerowy, także trasa jest dobrze wyprofilowana i wygodna również dla użytkowników jednośladów. Pogubić się tutaj trudno, gdyż szlak jest raczej cały czas bardzo oczywisty, warto jednak mieć pod ręką jakąś mapę (choćby w telefonie), żeby przez przypadek nie zjechać w złym miejscu.
W przeciwieństwie do opisywanej ostatnie przełęczy Pustevny, w rejonie Kouty nad Desnou miejsca, gdzie możemy się ogrzać i coś zjeść, czekają na nas jedynie na dole – obok kas biletowych oraz przy górnej stacji kolejki. Także, jeśli zdecydujecie się na opisywaną przeze mnie pętlę – koniecznie zabierzcie wystarczającą ilość płynów. Jeśli traficie na takie mrozy jak my (-17 stopni o godzinie 11, na dolnym parkingu!) zdecydowanie zalecam zaopatrzenie się również w ciepłe płyny. Specjalna nerka dla biegaczy narciarskich lub po prostu zwykły termos/kubek termiczny do plecaka będzie tutaj najlepszym rozwiązaniem. Nie byłoby dobrze, gdyby 10 kilometrów od najbliższej cywilizacji uschnąć z pragnienia!
Gdy Wasza wycieczka dobiegnie końca, posilić możecie się w jednej z restauracji znajdujących się obok kas biletowych. Prócz tradycyjnej kuchni czeskiej, w jednej z restauracji możecie spróbować również pizzy z pieca opalanego drewnem. Nie była to najlepsza włoska pizza w moim życiu, ale była całkiem przyzwoita. Po kilku ostatnich posiłkach składających się z (nie ma co ukrywać) ciężkich, typowo czeskich potraw – pizza wydawała się wręcz opcją bardzo lekkostrawną! Ceny raczej rozsądne – podstawowa pizza margherita kosztowała trochę ponad 100 koron.
Więcej informacji o restauracjach znajdziecie na stronie ośrodka Kouty.
Przy ośrodku działa wypożyczalnia narciarska, która oferuje swoim klientom nie tylko narty zjazdowe, ale również biegowe. Ceny są raczej przyjazne – cały zestaw do narciarstwa biegowego kosztuje 200 koron. Pełen cennik znajdziecie na stronach ośrodka.
Jako, że pierwotni planowaliśmy działać bardziej w okolicach Ramzowej (czes. Ramzová), nocleg zarezerwowałem właśnie w tamtych okolicach. Konkretnie to Hotelik U Kance w miejscowości Lipová-lázně. Koszt – 1000 CZK za sporej wielkości pokój z łazienką. W zasadzie można powiedzieć apartament, bo był to duży pokój z dwuosobowym łóżkiem oraz mały pokój z kanapą. W cenie było również bardzo smaczne śniadanie. W hoteliku działała normalna restauracja, więc można było sobie wieczorem zejść w kapciach, zjeść dobrą kolację i wypić pyszne piwko. Jako, że kanec to po polsku dzik, lokal ten oferuje szeroki wybór dziczyzny. Jednak również miłośnicy kuchni bezmięsnej znajdą coś dla siebie. Budynek nie jest może najnowszy (choć część wyremontowanych toalet na dolnym piętrze jest bardzo nowoczesna), jednak pokoje były bardzo czyste, na gości czekały ręczniki, szklaneczki, był nawet czajnik. A jeśli nie chcieliśmy zostawić nart w samochodzie – w niewielkim budynku na zewnątrz zorganizowana była narciarnia. Chciałbym zwrócić uwagę na bardzo miłą obsługę oraz (co w Czechach wcale nie jest tak oczywiste) – menu w języku polskim (z mnóstwem błędów, ale jednak). Jednym słowem – wysoka ocena w serwisie Booking.com nie wzięła się znikąd!
Poniżej zamieszczam tradycyjnie mapę tras biegowych omawianych w powyższym tekście. Aktualny stan przygotowania tras możecie sprawdzić na stronie bilestopy.cz. Pamiętajcie jednak, że warunki w górach mogą zmienić się dosłownie w ciągu kilku godzin i pięknie przygotowana trasa zamieni się w typowy teren backcountry.
Zmiany klimatyczne to rzeczywistość, która coraz mocniej wpływa na nasze zimowe aktywności. Długie, mroźne i…
Paryż ma swoją wieżę Eiffla, Nowy Jork Statuę Wolności, a stolica Tajwanu pochwalić może się…
Z każdym rokiem zimy w naszej części Europy są coraz bardziej nieprzewidywalne. Nagły atak zimy…
Góry Stołowe kojarzone są przede wszystkim z jednym z najbardziej charakterystycznych szczytów w Polsce –…
Dolomity to góry niezwykłe, które swoim specyficznym wyglądem robią wrażenie chyba na każdym. Mimo że…
Galeria z trochę losowymi zdjęciami z krótkiego pobytu na Cyprze. Tak w ramach nadrabiania jakichkolwiek…
View Comments